środa, 27 kwietnia 2011

Zaproszenia z polnymi kwiatkami i szyld w altance...



Wspaniale jest usiąść w altance i delektować się smakiem porannej kawy, zwłaszcza kiedy słoneczko ogrzewa nasze ciała, a na łące budzą się do życia nasze długo oczekiwane kwiatki. I tak jak w atelier, w moim malutkim ogródku, który nazywam łąką, panuje całkowity nieład, a raczej naturalny porządek. To natura decyduje gdzie zakwitnie mak z chabrem, gdzie wyrosną stokrotki i niezapominajki, czasem tylko pomagam rozsiewając nasionka tu i ówdzie. I co roku wzbogacam ją o kolejne kępki lawendy z mojego rodzinnego ogrodu. Na niewielkiej powierzchni znalazła swoje miejsce również altanka, którą zbudowałam z drewnianych ogrodowych elementów, wikliny oraz słomy, w której mogę każdego  dnia cieszyć się  cieplutkimi  promykami  słoneczka.  A powiewający  na  wietrze  drewniany szyld z prowansalskim motywem, który wykonałam techniką decoupage, przenosi mnie do moich ukochanych południowych klimatów... Kute meble, lampa z mosiądzu (jak ta), gliniane garnki to prawdziwe połączenie Grecji, Hiszpanii, Włoch...

  

Oczarowana urokiem polnych kwiatków, przeniosłam ich cząstkę na kartki i zakładki...


I tak powstała seria "Maki"...





 oraz seria "Koniczynki".





Niezapominajki i chabry czekają na swoją kolej...
Miłych poranków przy kawie w promieniach słońca...


lawendowy kredens 

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Pudełka i skrzynki na drobiazgi...


Wiosenne porządki nadal trwają w moim małym atelier. Choć z natury jestem notoryczną bałaganiarą i wspaniale czuję się w tym całym artystycznym nieładzie... to od czasu do czasu mobilizuję się, by zrobić malutki porządek, choćby w celu dokonania przeglądu posiadanych materiałów do pracy. Lubię jednak kiedy na biurku koronki mieszają się z muliną między pędzlami i farbami oraz kiedy szukam coś godzinami co leży tuż pod ręką, cóż taka jestem... Aczkolwiek wersja posegregowanych drobiazgów w malowanych opakowaniach również przypadła mi do gustu... 
I tak z kilku znalezionych zdobyczy, zakupionych niedawno lub dawno, z różnym przeznaczeniem...


...powstały pudełeczka i skrzynki na drobiazgi.



Skrzynkę przeznaczoną na kordonki, szydełko oraz igły, pomalowałam pędzlem na czarno, potem polakierowałam oraz przemalowałam na biało, w niektórych miejscach przetarłam, wykorzystując metalowy pilniczek. Dokleiłam z przodu mały dekor, a w środku len z ociepliną.  



Pudełko ze szkalnym wieczkiem okazało się idealne dla koronek. Przetarte zostało gąbką nasączoną czarną, rozcieńczoną farbą akrylową, potem polakierowane, a na koniec przetarte gąbeczką na biało.



Małe pudełeczko, otrzymane kiedyś z akcesoriami do wina, używanymi na bieżąco i w związku z tym pozostawione puste oraz przekładane z miejsca na miejsce, otrzymało swoje drugie przeznaczenie. Kilka malutkich dekorów, biała farba oraz len zmieniły z lekka jego dawny wygląd.




Następne szkalne pudełko przeznaczyłam na swoje kwiatki, które wykorzystuję do kartek i zaproszeń. Kolorowe wnętrze wymagało jedynie delikatnego pobielonego opakowania z małym akcentem koronki.



I nadszedł wreszcie czas na mój debiut z wydrukiem transferowym. Przegródki w pudełku okazały się wprost idealne na kolorową mulinę.




A na deser pozostawiłam niezbędne lniane woreczki na wszystko. Śliczny podarunek od przemiłej Beatki z Manufaktury Ambrozji. Dziękuję jeszcze raz za tak cudne prezenty. Pozdrawiam Ciebie cieplutko...


Zostało jeszcze kilka niewykorzystanych pudełek i porozrzucanym rzeczy, ale malutki nieład musi pozostać...
...miłego tygodnia...


lawendowy kredens

wtorek, 5 kwietnia 2011

Przytulanki dla dzieci.


Postanowiłam sobie zrobić malutką przerwę w malowaniu na rzecz uszycia przytulanek dla moich dzieciaków, które dawno im obiecałam. Sprawiło nam to wiele przyjemności, ja "malowałam" igłą, a dzieci wypełniały zwierzątka puchem. Tak oto powstały ręcznie uszyte pluszaki: króliczek dla córci oraz misio dla synka.  

  


Do przytulanek dołączyła prześliczna króliczka, którą moja Amelcia otrzymała w prezencie od Beaty z Manufaktury Ambrozji. Różowiutka królisia od razu skradła serce mojej córci. Jeszcze raz dziękuję ślicznie Beatko za tak wspaniałe prezenty, bo oprócz przutulanki otrzymałam także zjawiskowe lniane woreczki, ale je pokażę następnym razem... Pozdrawiamy Ciebie bardzo serdecznie oraz zapraszamy do siebie na herbatkę... 



Zostając przy temacie pluszaków nie sposób nie pokazać mojej pierwszej maskotki, którą uszyłam jako mała dziewczynka. Węgielek, tak ją kiedyś nazwałam, powstał z odczepianego kaptura od kożucha, należącego do mojej babci, znalezionego w szafie i wydawało się, że dawno zapomnianego... Niestety nie przez moją babcię, która szukała go później przez wiele tygodni, a moja myszka musiała wtedy siedzieć cichutko pod łóżkiem. W każdym bądź razie Węgielek do dzisiaj dotrzymuje mi towarzystwa... 


Nie mogłam również oprzec sie kolorystyce poprzednich pastelowych kartek dla najmłodszych i szybciutko powstały nowe w takiej samej tonacji, jednak z innymi kwiatkami, bardziej delikatnymi.




Przytulanki tylko na chwilkę zasiadły na honorowym miejscu, dzieciaki nie wypuszczają ich z rąk...


miłego tygodnia...
lawendowy kredens
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...